Mimo ledwie dwudziestu siedmiu lat na karku Paweł Babiarz ma już w trenerskim CV sporo doświadczenia. Przed dwoma tygodniami prowadzona przez niego drużyna juniorów Tomasovii była o krok od awansu do CLJ. O tym, czego zabrakło do szczęścia i o planach na przyszłość z Pawłem Babiarzem rozmawia Tomasz Tomczewski.
Do szczęścia zabrakło 120 sekund. Jak odebrany został w środowisku piłkarskim wynik barażów z Wisłą?
– Trzeba zacząć od tego, że sam awans do baraży uznano za dość duże osiągnięcie naszej drużyny. Przed pierwszym meczem mało kto na nas stawiał, każdy myślał raczej o tym, ile przywieziemy straconych bramek i czy w ogóle będzie o co grać w Tomaszowie. Nie ukrywam, że jechaliśmy z lekką obawą, ale też wiarą w siebie. Rozmawialiśmy nie o sile Wisły Płock, a o naszej sile, kolektywie, o tym, że jak się postawimy wszyscy razem, to wywieziemy dobry wynik. Czas pokazał, że diabeł nie taki straszny. 0:0 nie tylko utwierdziło nas w nadziei na awans, ale ta nadzieja i wiara została przelana na wszystkich, a przede wszystkim na kibiców. 2:2 w Tomaszowie po dobrym widowisku i przy wspaniałej publiczności to dobra reklama dla piłki w naszym mieście. Wszyscy gratulują gry, pocieszają po nieudanej próbie awansu, czyli ogólnie jest pozytywnie, choć my jako drużyna mamy do siebie pretensje.
Czy na chłodno uważasz, że mecze z Wisłą mogły potoczyć się inaczej? Czy zespół zagrał optymalnie?
– Dzisiaj można „gdybać”. Na pewno w kolejnym meczu scenariusz mógłby być inny. Ja wiem, że drużyna dała z siebie wszystko, nikt nie odpuścił. Wisła Płock, pod względem piłkarskim była lepsza, my byliśmy lepsi jako kolektyw, stąd dwa remisy. Weszła drużyna, która zdobyła bramki na wyjeździe i na tym trzeba zakończyć temat. Wiadomo, że zadecydowały błędy indywidualne, zawodników i moje. Wiem, że gdyby Kuba Piatnoczka czy Damian Misztal byli jeszcze raz w tych sytuacjach, w których zdobyli bramki samobójcze, to zachowaliby większy spokój. To bardzo dobrzy zawodnicy, ale cóż, takie rzeczy się zdarzają. Nie mam do nich o to pretensji, bo zagrali z sercem, a błędy to część piłki nożnej. Może gdybym nie zmienił Kacpra Nastałka, to strzelilibyśmy trzecią bramkę. Miał jednak żółtą kartkę, a sędzia już go dwa razy upominał. To jest piłka i na takie pytania odpowiedzi nie zna nikt. Uczymy się, a to dla nas było olbrzymie doświadczenie.
Słyszy się liczne głosy, że młody i ambitny Paweł Babiarz powinien otrzymać szansę prowadzenia zespołu na poziomie czwartej ligi. Czy jesteś na to przygotowany?
– Parę lat temu postanowiłem, że zostanę trenerem piłki nożnej i robię wszystko, żeby zajść jak najwyżej. Moja przygoda z trenerką trwa 7 lat, w tym czasie zdobyłem trochę doświadczenia, choć jeszcze dużo przede mną. Ukończyłem odpowiednie kursy, żeby prowadzić zespoły w jak najwyższych klasach rozgrywkowych. Dzisiaj IV liga to tylko piąty poziom rozgrywek. Już parę razy mówiłem o tym i powiem to po raz kolejny, tak naprawdę nie boję się ani ciężkiej pracy, ani prowadzenia drużyny seniorów nawet wyżej niż w czwartej lidze. Trener to nie jest zawód dla tych, którzy się boją. Głosy o tym, że powinienem dostać szansę to jedno, a to kiedy to nastąpi i gdzie, to drugie.
Z pewnością na brak ofert nie narzekasz? W Tomasovii chcieliby bardzo, abyś pozostał nadal na stanowisku trenera juniorów? Co ty na to?
– Oferta to duże słowo, będzie wtedy, jak mi ktoś przedstawi jasne i wiarygodne warunki pracy, czyli zachowa się profesjonalnie. Są raczej tylko zapytania, telefony, mejle. Faktycznie jest ich sporo, choć tyle samo było ich i rok temu. Na tę chwilę z tego nic nie wynika. Dla mnie trenerka to jedyna praca i nie mam zamiaru tego zmieniać. Jak ktoś szuka trenera, to niech pyta, a jak tylko opiekuna drużyny z licencją, to niestety to nie do mnie. Czy w Tomasovii chcieliby, żebym został, czy nie, to pytanie w tym momencie nie ma miejsca, ponieważ mam umowę do 30 czerwca 2018 roku. Dla wszystkich, łącznie ze mną, naturalne jest, że pracuję dalej normalnie. Jednak wiem, że piłka nożna tak jak i życie niesie różne niespodziewane zwroty akcji, nie ma się więc co deklarować na 100 procent. Nie ukrywam, że jakby pojawiała się konkretna oferta i byłaby dla mnie szansą kontynuowania drogi w górę ligowych rozgrywek, to poważnie ją rozważę. Musiałby to być jednak klub z ambicjami, który przez parę lat stałby się dla mnie trampoliną. Na tę chwilę pracuję w Tomasovii i będę się starał wybić z tej trampoliny, na której jestem. Na koniec chciałbym podziękować kibicom w Tomaszowie za obecność na meczu barażowym i doping, było to bardzo ważne zarówno dla mnie jak i moich zawodników.
A czy w twojej głowie nie pojawia się myśl o prowadzeniu czwartoligowej Tomasovii?
– Trenerem w Tomaszowie jest Marek Sadowski, który z drużyną zajął dobre czwarte miejsce w rozgrywkach. Współpracuje mi się z nim bardzo dobrze i nie chciałbym, aby między nami pojawiały się jakieś niesnaski. Nie słyszałem, żeby trener odchodził z klubu, a ja znam swoje miejsce w Tomasovii i chcę, żeby w tym względzie wszystko było jasne. Większe szanse na prowadzenie drużyn seniorskich są przede mną w innych klubach. A co przyniosą najbliższe tygodnie, to zobaczymy.
tomt
źr. Kronika Tygodnia / foto: własne