[the_ad_group id="53"]

Prowadzili do przerwy 3:0, a zeszli pokonani. Motor Lublin – Tomasovia 4:3

Motor - Tomasovia

 

W sobotę na nowoczesnym obiekcie „Areny Lublin” w Lublinie piłkarze Tomasovii po raz ostatni w sezonie 20014/15 wybiegli na murawę boiska, by walczyć o ligowe punkty z Motorem. Mało kto spodziewał się takich emocji, które miały miejsce podczas tego starcia, a jednak. Piłkarze trenera Jana Złomańczuka, mimo końcowej porażki postawili rywalom bardzo wysokie i twarde warunki gry.

 

Przed spotkaniem było wiadomo, że tomaszowianie, aby zająć 13 lokatę, która pozwalała czekać na wyniki baraży o II ligę muszą wygrać w stolicy Lubelszczyzny i liczyć na to, że punkty z Podlasiem Biała Podlaska straci Lublinianka Lublin. Drugi warunek został spełniony, natomiast pierwszy nie, choć długo wydawało się, że i on zostanie dość niespodziewanie spełniony. Osłabieni brakiem Michała Skiby pauza za kartki, który pełnił wczoraj rolę kierownika drużyny piłkarze Tomasovii rozpoczęli z wielkim impetem spotkanie, ponieważ już w 15 sekundzie meczu strzelał z dystansu po indywidualnej akcji Norbert Raczkiewicz, jednak piłka niestety minęła bramkę. W 5 minucie podobnego strzału spróbował Przemysław Orzechowski, lecz skutek był ten sam co jego starszego kolegi z początku meczu. Jednak dwie minuty później grupa kibiców Tomasovii, która wybrała się do Lublina miała niespodziewanie powody do radości. Pod naciskiem Patryka Słotwińskiego błąd wybicia popełnił bramkarz Motoru Kacper Skrzypek, który zagrał futbolówkę wprost pod nogi Igora Paskiva, a ten widząc pustą bramkę posłał ją wprost do siatki. Po kwadransie gry przebudzili się gospodarze Ivan Dykyy próbował obsłużyć w polu karnym dobrym podaniem Kamila Stachyrę tu jednak czujny był Łukasz Bartoszyk przechwytując piłkęKolejna dobra akcja lubelskiego zespołu miała miejsce w 17 minucie, gdy piłka dotarła wprost pod nogi Rafała Króla, a ten zmusił strzałem z 16 metrów do interwencji bramkarza naszego zespołu, natomiast dobijający strzał jeden z jego kolegów znajdował się na ofsajdzie.

 

2

foto: Kamil Kmieć

 

Piłkarskie porzekadło mówi, iż niewykorzystane sytuacje lubią się mścić i przekonali się o tym boleśnie piłkarze grający w „żółto-biało-niebieskich”, czyli Motoru. W 18 minucie po długim wykopie Łukasza Bartoszyka piłkę głową do Ireneusza Barana przedłużył Patryk Słotwiński, a ten oddał fenomenalny strzał, po którym golkiper gospodarzy musiał po raz drugi wyciągać piłkę z siatki. Jeszcze miejscowi kibice nie przełknęli dobrze utraty drugiego gola, a już ich spotkał kolejny zimny prysznic. Wszystko za sprawą rzutu wolnego z 20 minuty, kiedy futbolówkę wprost na głowę Arkadiusza Smoły posłał Patryk Słotwiński i mimo że ten pierwszy był odwrócony tyłem do bramki to zdołał po raz trzeci trafić do siatki Motoru. W tym momencie nikt nie dowierzał wydarzeniom na boisku to był szok zarówno dla kibiców z Lublina, jak i Tomaszowa Lubelskiego, tyle że dla tych pierwszych negatywny zaś dla drugich bardzo pozytywny. Kontrowersyjna sytuacja miała miejsce w 22 minucie, gdy Norbert Raczkiewicz posłał długą piłkę do Patryka Słotwińskiego, a wybiegający Kacper Skrzypeknaszym zdaniem faulował poza polem karnym naszego zawodnika i powinien obejrzeć czerwoną kartkę, jednak arbiter zawodów pan Artur Szelc z Krosna miał zupełnie odmienne zdanie od naszego.

 

Trzy minuty później znakomitą okazję miał Paweł Myśliwiecki , który minął już naszego bramkarza, jednak na szczęście zabrakło mu precyzji przy wykończeniu akcji. Równie niebezpiecznie pod bramką Tomasovii zrobiło się w 27 minucie, gdy po podaniu Marcina Świechaw dobrej sytuacji znalazł się wspomniany wcześniej Paweł Myśliwiecki, ale przegrał on pojedynek z Łukaszem Bartoszykiem. Nasi piłkarze nie zasypywali „gruszek w popiele” i odgryzali się, kiedy tylko mogli tak jak w 34 minucie. Wtedy to po zagraniu futbolówki przez Norberta Raczkiewicza w pole karne wbiegł Przemysław Orzechowski , który oddał silny strzał, a nadbiegającego do dobitki Ireneusza Barana uprzedził golkiper Motoru. Podopieczni trenera Mariusza Sawy dążyli do strzelenia pierwszego gola i mieli ku temu dobrą okazję w 39 minucie, gdy dobrą piłkę z prawego skrzydła otrzymał Paweł Myśliwiecki, ale pilnujący go Marcin Żurawski zdołał wybić piłkę na korner. W doliczonym o minutę czasie gry dobry strzał na bramkę, tyle że w jej środek gdzie stał bramkarz oddał sprzed pola karnego Marcin Żurawski, a mającego ochotę na dobitkę Ireneusza Barana umiejętnie zablokował Valeriy Sokolenko. Do przerwy zatem Tomasovia prowadziła trzema golami co można było uznać za sensację, jednak było to prowadzenie całkowicie zasłużone.

 

1

foto: Kamil Kmieć

 

Szkoleniowiec Motoru Mariusz Sawa widząc, iż jego zespołowi zupełnie nie idzie postanowił w przerwie dokonać dwóch zmian i w miejsce Kamila Wolskiego i Marcina Świecha na murawie pojawili się Grzegorz Szymanek oraz Krystian Mroczek. Dla nikogo nie było wątpliwości, że Motor postawi wszystko na jedną kartę, ponieważ nie miał nic do stracenia poza ewentualnymi kolejnymi golami. Od początku drugiej części gospodarze zabrali się do śmielszych ataków, które jednak były umiejętnie rozbijane przez piłkarzy Tomasovii i przez pierwszy kwadrans nikomu nie udało się wypracować klarownej okazji do zdobycia bramki. W 60 minucie próba strzału z dystansu przez Pawła Myśliwieckiego, ale zakończona niepowodzeniem. Kluczowa sytuacja meczu miała bez wątpienia miejsce minutę później, czyli w 61. Wtedy to złe wybicie piłki z piątki zaliczył Łukasz Bartoszyk do futbolówki próbował dojść Kamil Stachyra, lecz zdaniem arbitra był nieprzepisowo powstrzymywany przez Piotra Jońca i tym samym był rzut wolny dla Motoru, a także dodatkowo żółty kartonik dla naszego obrońcy. Niestety to była jego druga kartka w tym kolorze pierwszą obejrzał cztery minuty wcześniej za opóźnianie gry co oznaczało, iż musiał się on przedwcześnie udać do swojej szatni. Chwilę później z rzutu wolnego uderzał Valeriy Sokolenko, jednak piłka jeszcze nie wpadła do tomaszowskiej bramki. Tego szczęścia „niebiesko-biali” nie mieli już minutę potem, czyli w 63 minucie, gdy po festiwalu błędów piłka dotarła na 16 metr do Krystiana Mroczka, a ten pewnym strzałem po dalszym słupku dał nadzieję lubelskim kibicom na korzystny wynik.

 

4

foto: Kamil Kmieć

 

Nasi piłkarze próbowali odpowiedzieć błyskawicznie na trafienie miejscowych i zaraz po wznowieniu ze środka w bardzo dobrej sytuacji znalazł się Marcin Żurawski niestety jego uderzenie w krótki róg wybronił Kacper Skrzypek. W odpowiedzi jeden z graczy Motoru zdobył gola w 68 minucie, lecz znajdował się na pozycji spalonej. Tego problemu nie było, jednak w 75 minucie, gdy wprowadzony na boisko za wychowanka Tomasovii i kapitana Motoru Piotra Karwana napastnik lublinian Michał Paluch posłał piłkę za defensywę tomaszowian przechwycił ją Krystian Mroczek i mając przed sobą tylko bramkarza zdobył drugiego gola. To był dopiero początek dramatu jak się okazało w dalszej perspektywie. Nadeszła 76 minuta i ponownie swego szczęścia indywidualną akcją spróbował Marcin Żurawski i niestety znów po jego uderzeniu górą był bramkarz Motoru. Gospodarze nie zamierzali poprzestawać na atakach, by chociaż doprowadzić do remisu i bardzo szybko przyniosło to efekt. W 79 minucie po nieudanej pułapce ofsajdowej Grzegorz Szymanek obsłużył podaniem Michała Palucha, a ten będąc oko w oko z Łukaszem Bartoszykiem nie zmarnował okazji.

 

Zagrzewani gorącym dopingiem przez cały mecz przez swoich najzagorzalszych kibiców piłkarze Motoru poczuli krew i dążyli do tego, by zadać nokautujący cios. Ta sztuka udała im się w 82 minucie, gdy po rozegraniu kornera Valeriy Sokolenko wstrzelił piłkę w pole karne wprost pod nogi niepilnowanego Pawła Myśliwieckiego i napastnik miejscowych z najbliższej odległości wpakował piłkę ku uciesze półtoratysięcznej widowni zgromadzonej na „Arenie Lublin” do bramki Tomasovii. W 86 minucie po rzucie wolnym dośrodkowywał piłkę w pole karne Valeriy Sokolenko, jednak jeden z jego kolegów nie trafił do bramki. Na dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry bardzo dobry strzał z dalszej odległości oddał Ireneusz Baran, po którym z małymi problemami górą był znowu bramkarz Motoru. Gospodarze mieli w tym meczu jeszcze jedną znakomitą okazję do zdobycia gola, gdy w 90 minucie meczu po zagraniu Kamila Stachyry w sytuacji sam na sam z Łukaszem Bartoszykiem znalazł się Krystian Mroczek, lecz jego uderzenie trafiło tym razem w słupek tomaszowskiej bramki.

 

3

foto: Kamil Kmieć

 

Piłka nożna nie zawsze jest sprawiedliwą dyscypliną, ponieważ za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał o bardzo dobrej postawie piłkarzy Tomasovii, ponieważ jak to się mówi wynik idzie w świat. Ktoś powie frajerstwo, bo prowadząc 3:0 mecz zakończony porażką. Tak mogą mówić tylko ci, co nie widzieli meczu, gdyż tomaszowianie w tym meczu nie zasłużyli na porażkę, a śmiemy twierdzić, że gdyby nie czerwona kartka to zeszliby z boiska w roli zwycięzców. W futbolu o wyniku decyduje czasami szczęście, którego po prostu zabrakło piłkarzom Tomasovii podczas wczorajszego meczu. Ostatecznie nasza drużyna zajęła w sezonie 14 spadkowe miejsce i na dziś jest w IV lidze lubelskiej.

 

Jednak jak wiemy, ponieważ informuje o tym m.in. prasa regionalna III liga w sezonie 2015/16 może nadal liczyć 18 drużyn, a nie jak planowano 16, więc trzeba poczekać na oficjalną decyzję zarządów Lubelskiego ZPN i Podkarpackiego ZPN, która powinna w ciągu kilku-kilkunastu dni zapaść. Na razie wiadomo jest tylko tyle, że Wydział Gier LZPN proponuje rozpoczęcie sezonu zarówno w III, jak i IV lidze na dni 8/9 sierpnia i podaje terminy kolejek w III lidze dla 16 zespołowej ligi, lecz to się jeszcze oczywiście może zmienić. Bez względu jednak na to, jakie zapadną ostateczne decyzje ten sezon należy uznać za nieudany i co tu ukrywać nic tu się nie dzieje przypadkowo. Ale o tym za jakiś czas w podsumowaniu sezonu.

 

 

***

 

 

Motor Lublin – Tomasovia 4:3 (0:3)

bramki: Mroczek 63′, 75′, Paluch 79′, Myśliwiecki 82′ – Paskiv 7′, Baran 18′, Smoła 20′

 

Tomasovia: Bartoszyk – Żurawski, Bojarczuk, Chwała, Joniec – Smoła (66′ Groborz) – Baran, Paskiv, Raczkiewicz, Orzechowski (87′ Łeń) – Słotwiński (73′ Misztal)

 

Żółte kartki: Myśliwiecki, Król – Bojarczuk, Joniec, Misztal

 

Czerwona kartka: Piotr Joniec 61′ – za drugą żółtą

 

Sędziowie: Artur Szelc (główny), Albin Kijowski, Grzegorz Meier (asystenci) – OKS Krosno

 

Widzów: 1500