Pierwsze wiosenne spotkanie przed własną publicznością mają za sobą piłkarze Tomasovii, którzy w ramach XXII kolejki podejmowali jeden z czołowych zespołów rozgrywek Stal Rzeszów. Mimo, iż zdecydowanym faworytem meczu byli goście z Rzeszowa tomaszowianie udowodnili, że są w stanie zdobywać punkty nawet z najlepszymi co będzie miejmy nadzieje pozytywnym prognostykiem przed kolejnymi meczami ligowymi.
Mimo, że podczas spotkania zgromadzona tomaszowska publiczność nie obejrzała goli i zbyt wielu okazji , które mogłyby przynieść te bramki, to widzowie nie mieli powodów, by się nudzić na trybunach. Wszystko za sprawą naszego zespołu, który podjął walkę z faworyzowanym przeciwnikiem i postawił mu co sam przyznał po meczu szkoleniowiec gości pan Marcin Wołowiec bardzo wysokie i twarde warunki gry.
Jako pierwsi zagrożenie pod bramką stworzyli piłkarze Tomasovii za sprawą Marcina Żurawskiego, który w dobrej sytuacji uderzył w boczną siatkę Stali. Groźna odpowiedź rzeszowian nastąpiła w 10 minucie, kiedy to po rzucie wolnym piłkę w polu karnym przejął najlepszy strzelec (dotychczas 15 goli) rywali Piotr Prędota, ale jego strzał z około 10 metrów nie był na szczęście precyzyjny i piłka powędrowała obok bramki. Podopieczni trenera Złomańczuka szukali swoich okazji dając jasny sygnał swoim przeciwnikom, że łatwo, im z nimi nie pójdzie. W 15 minucie dobra kontra „niebiesko-białych” , która została zastopowana przez Michała Lisańczuka, lecz tylko na chwilę, ponieważ futbolówkę zabrał mu Marcin Żurawski i oddał groźny strzał na bramkę, po, którym obrońca Kacper Drelich wyeksponował piłkę na rzut rożny. Swojego szczęścia z wolnego próbował w 28 minucie Roman Mykytyn, jednak jego uderzenie z około 30 metrów poszybowało dwa metry nad bramką Łukasza Bartoszyka. Gdy boiskowy zegar wskazywał 32 minutę kibice Tomasovii wybuchnęli radością po tym jak piłka odbiła się od nogi Patryka Słotwińskiego i wpadła do bramki, lecz ta radość trwała, zaledwie chwilę, ponieważ nasz gracz był na pozycji spalonej. Po rzucie wolnym wykonywanym w 33 minucie prze wspomnianego chwilę wcześniej Patryka Słotwińskiego w polu karnym skakali Ireneusz Baran i Michał Skiba, lecz obaj zostali uprzedzeni przez jednego z obrońców, który wybił piłkę głową na rzut rożny. Więcej nic się nie wydarzyło ciekawego w tej części, więc zakończyła się ona bezbramkowym rezultatem.
W przerwie spotkania trener gości widząc wyraźne kłopoty jego zespołu z grą ofensywną zdecydował się na dwie zmiany posyłając na murawę Konrada Karwackiego (brata grającego w Tomasovii Damiana) oraz Łukasza Szczoczarza. Te zmiany wprowadziły trochę ożywienia w poczynania Stali, ale nie na tyle, by zdobyć bramkę. W 49 minucie Łukasz Szczoczarz uderzył z 20 metrów z rzutu wolnego wysoko nad bramką. Cztery minuty strzału z dystansu spróbował też Michał Żebrakowski, lecz skutek był podobny. Dopiero, jednak w 57 minucie zrobiło się naprawdę groźnie, gdy szybką i dynamiczną akcję lewym skrzydłem przeprowadził Piotr Murawski i wstrzelił piłkę w pole karne na tyle mocno, że jego kolega Piotr Prędota na szczęście nie zdążył sfinalizować akcji. Na tym zapał Stali się skończył i gra stała się bardziej wyrównana. W 62 minucie z rzutu wolnego uderzał Ireneusz Baran, ale golkiper rzeszowian Miłosz Lewandowski był na posterunku. Najwięcej emocji zgromadzonym widzom towarzyszyło w samej końcówce. Najpierw piłkarze Tomasovii mieli piłkę meczową, lecz zagranie Damiana Szuty do Waldemara Kozyry było za jego plecy i akcja spaliła na panewce. Gdyby podanie było dokładne, to bez wątpienia nasz pomocnik znalazłby się oko w oko z bramkarzem rzeszowian. Stal nie pozostawała dłużna i kilka chwil później po zagraniu Romana Mykytyna w pole karne fatalnie z 5 metrów nie trafił Sebastian Brocki. W doliczonym czasie gry goście zagrozili bramce Łukasza Bartoszyka jeszcze raz, kiedy to po rzucie rożnym główkował Dominik Bednarczyk niestety dla niego wprost w stojącego na linii bramkowej naszego golkipera. Tym samym spotkanie zakończyło się remisem, który jak przyznali przedstawiciele obu zespołów jest z przebiegu gry jak najbardziej zasłużony.
To już była ta Tomasovia, którą kibice chcieliby jak najczęściej oglądać. Oczywiście, w dalszym ciągu nasi piłkarze mają problem ze stwarzaniem sobie liczniej okazji bramkowych i można na to psioczyć, jednak poprawa w grze obronnej i w środku pola w porównaniu z dwoma pierwszymi meczami jest wyraźna. Jeżeli przez ten tydzień treningów nasza drużyna poprawi jeszcze grę do przodu w ataku to w Radzyniu Podlaskim, mimo kolejnego bardzo silnego rywala nie będzie stała na straconej pozycji, a przy odrobinie szczęścia Wielka Sobota może okazać się wtedy naprawdę wielka dla piłkarzy Tomasovii.
****
Tomasovia – Stal Rzeszów 0:0
Tomasovia: Bartoszyk – Skiba, Chwała, Misztal (75′ Konopa), Bojarczuk – Baran (80′ Kozyra), Orzechowski (82′ Szuta), Paskiv, Karwacki, Żurawski – Słotwiński (67′ Smoła)
Żółte kartki: Misztal, Baran – Tabor
Sędzia: Paweł Sitkowski (główny), Grzegorz Jakuszko, Przemysław Wróbel (asystenci) – OKS Biała Podlaska
Widzów: 400