[the_ad_group id="53"]

Fortuna szczęścia uśmiechnęła się w trzeciej doliczonej minucie meczu. Tomasovia – Lublinianka 2:1

Udanie ze swoimi kibicami pożegnali się piłkarze Tomasovii, którzy w ramach XVI kolejki podejmowali na własnym boisku Lubliniankę Lublin. Po emocjonującym meczu i golu w doliczonym czasie gry tomaszowianie pokonali swoich rywali 2:1.

Wczorajszy mecz był szczególny dla szkoleniowca „niebiesko-białych” Marka Sadowskiego, który miał rozdarte serce, ponieważ jeszcze w poprzednim sezonie prowadził on zespół z Lublina, jednak po wygaśnięciu umowy lubelscy działacze postanowili nie podpisywać nowej. Mimo to szkoleniowiec nie ukrywał, że celem niedzielnego meczu jest zwycięstwo, które umocni zespół Tomasovii w czołówce ligi.

Już pierwsza akcja naszego zespołu mogła, a nawet powinna zakończyć się zdobyciem gola w 3 minucie. Krzysztof Zawiślak popisał się znakomitym podaniem do Przemysława Orzechowskiego, lecz ten mając znakomitą okazję i tylko bramkarza przed sobą oddał silny strzał z 5 metrów, tyle że „panu Bogu w okno”. W 6 minucie lublinianie wykonywali rzut wolny odległość była jednak znaczna, więc i uderzenie Erwina Sobiecha nie przyniosło jakiegoś poważnego zagrożenia. Piłkarze Tomasovii po raz kolejny zagrozili bramce Lublinianki w 10 minucie, kiedy to dobrą wrzutką w pole karne popisał się Karol Karólak, jednak Krzysztof Zawiślak nie zdołał oddać uderzenia głową, ponieważ uprzedził go golkiper gości Krystian Krupa. Lublinianie próbowali zagrozić bramce naszego zespołu głównie za sprawą strzałów z dystansu, ale nie przynosiło to większych zagrożeń. Tomaszowianie również próbowali zaskoczyć swoich rywali uderzeniami z dystansu tak jak to miało miejsce w 19 minucie, gdy z 17 metrów uderzał Nazar Melnychuk, jednak jego strzał pewnie wybronił bramkarz gości.

 

Przez kolejne długie minuty kibice zasiadający na trybunach byli świadkami twardej męskiej gry z obu stron, która jednak nie przekładała się na sytuacje bramkowe. Tak było do 33 minuty. Wtedy to Krzysztof Zawiślak zagrał piłkę Przemysława Orzechowskiego, który ponownie znalazł się w znakomitej okazji do zdobycia gola, ale jego strzał z 16 metrów nie znalazł drogi do bramki. Dwie minuty później z dystansu uderzył Karol Karólak tyle, że niecelnie. Znacznie groźniejszy strzał z dystansu był po drugiej stronie boiska, gdy w 36 minucie strzelał Erwin Sobiech na szczęście dla Tomasovii na strachu się tylko skończyło, ponieważ piłka minęła bramkę. Sporo kontrowersji wzbudziła sytuacja z 43 minuty, kiedy to podczas interwencji w polu karnym Damian Szuta kopnął przy wyskoku Dawida Skoczylasa, dla którego cała sytuacja zakończyła się założeniem kilku szwów na łuku brwiowym, ale w tym wszystkim było więcej przypadku niż celowego zagrania i arbiter główny słusznie nie odgwizdał rzutu karnego. Do przerwy więc kibice nie zobaczyli goli te padły dopiero w drugiej połowie.

 

 

Jednak zanim padł pierwszy gol to w 51 minucie znakomitą okazję miał Ireneusz Baran, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i miał dobry pomysł by uderzyć po dalszym rogu bramki, jednak ta próba okazała się ku zawodowi widowni bardzo niecelna. Na pierwszego gola było trzeba poczekać do 63 minuty, ale ku zaskoczeniu zdobyli go grający bardzo defensywnie w tym meczu piłkarze Lublinianki. Całe nieszczęście rozpoczęło się od straty piłki przy wyprowadzaniu piłki przez Damiana Szutę, po której lublinianie przeprowadzili bardzo ładną akcję gdzie sprawy w swoje ręce wziął Piotr Stefański, który umiejętnie w polu karnym położył bramkarza Patryka Rojka i dograł futbolówkę do Rafała Stępnia, któremu nie pozostało nic innego jak tylko skierować piłkę do bramki Tomasovii. Przyjezdni z prowadzenia cieszyli się na szczęście, zaledwie osiem minut. W 71 minucie futbolówkę na środku boiska przechwycił Damian Szuta, który zdecydował się na indywidualną akcję przez całą połowę Lublinianki, by pod polem karnym zagrać futbolówkę do Nazara Melnychuka, a ten potężnym uderzeniem zdobył efektownego gola.

 

 

Groźnie pod bramką gości było również w 75 minucie, gdy piłkę z rzutu rożnego w pole karne wrzucił Karol Karólak, a główkował Arkadiusz Smoła niestety futbolówka minęła bramkę. Piłkarze Tomasovii ani myśleli odpuszczać i w dalszym ciągu dążyli do tego by zdobyć zwycięskiego gola. Znakomita okazja do tego nadarzyła się w 81 minucie, kiedy to Krzysztof Zawiślak obsłużył dobrym podaniem Wojciecha Gęborysa, a ten będąc sam na sam z bramkarzem niestety podał mu piłkę w ręce. Dwie minuty później arbitrzy, którzy szczerze mówiąc nie mieli najlepszego dnia usunęli z ławki rezerwowych szkoleniowca Tomasovii Marka Sadowskiego, choć ten nie powiedział nic takiego złego co by usprawiedliwiało taką decyzję arbitrów. Krótko mówiąc, arbitrzy w tym momencie chcieli zabłysnąć i to im się niewątpliwie udało. Piłkarze z Lublina wyraźnie zadowoleni z jednego punktu starali się opóźniać grę w końcówce jak tylko mogli padając co chwilę na murawę jakby byli porażeni piorunem, przez co arbiter przedłużył mecz o cztery minuty. I za taką postawę przyjezdni zostali ukarani w trzeciej z doliczonych minut. Po przechwycie piłki pod własnym polem karnym tomaszowianie przeprowadzili bardzo ładną szybką kontrę, po której  Tomasz Kłos zagrał piłkę do Karola Karólaka, a ten uderzeniem z 15 metrów w długi róg bramki wprawił w stan euforii tomaszowską publiczność i zapewnił naszemu zespołowi komplet punktów.

 

Po wczorajszym meczu Tomasovia nadal zajmuje czwarte miejsce. Następny i ostatni mecz rundy jesiennej tomaszowianie zagrają w sobotę 12 listopada w Werbkowicach, gdzie o godz. 13:00 ich rywalem będzie miejscowy Kryształ.

 

***

 

Tomasovia – Lublinianka Lublin

bramki: Melnychuk 71′, Karólak 90+3 – Stępień 63′

 

Tomasovia: Rojek – Misztal, Szuta, Karwan, Skiba – Melnychuk, Staszczak (46′ Gęborys), Karólak, Baran (62′ Smoła), Orzechowski (85′ Kłos) – Zawiślak

 

Żółte kartki: Staszczak, Karólak – Prus

 

Sędziowie: Tomasz Korszeń (główny), Artur Krasowski, Paweł Smyk (asystenci) – OKS Biała Podlaska

 

Widzów: 250